czwartek, 21 marca 2013

Rozdział 9.

Wyszedłem dziś rano.
Nie wierzyłem własnym oczom.
Sto miliardów butelek
Wyrzuconych na brzeg.
Wygląda na to, że nie jestem osamotniony
w byciu samotnym.
Sto miliardów rozbitków
Poszukujących domu.
"Message In a Bottle" The Police
________________________

- A jak nam nie uwierzą? - zapytała kobieta o kasztanowych włosach - mniejsza z nimi, ale jak on nam nie uwierzy?
Spojrzała z niepokojem na swojego męża, który zmierzwił sobie ręką i tak mocno już rozczochrane włosy.
- Nie martw się - powiedział - uwierzy nam.
- A jak nie? - zamartwiała się dalej kobieta.
- Musi nam uwierzyć. Przekonamy go. W końcu to nasz syn.- powiedział.
Ale ona była pewna, że jej mąż również nie jest tego pewien. Poznała to po jego głosie. Już dawno chciała wrócić, ale on wciąż przekonywał ją, że muszą poczekać, aż to wszystko się skończy, aż ludzie znowu uwierzą w powrót Voldemorta. Nie była wcale pewna, czy jej syn będzie w stanie jej zaufać po tylu latach milczenia i  po tylu kłamstwach. A co na to powie jej rodzina i bliscy? Bała się tego spotkania. Mogła śmiało powiedzieć, że przy tym Voldemort to pikuś. Dosłownie. Zastanawiała się co wie jej syn? Jak to zniósł i czy dowiedział się prawdy o Syriuszu? A co Lupinem? I Glizdogonem? Czy żyją? A Weasleyowie? I czy Harry ma przyjaciół? Dziewczynę? A Severus? Co z nim? Czy jej wybaczy? Miała tyle pytań. I żadnych odpowiedzi.
Szli właśnie jakąś ulicą, gdy Lily zauważyła jakiegoś biedaka, który podnosił się z ziemi. Najwyraźniej się przewrócił. Lub był pijany. Kobieta nie lubiła takich typów. Odrzucali ją. Już chciała pociągnąć Jamesa za rękaw, prosząc go, by stąd poszli gdy nagle coś w wyglądzie biedaka kazało jej zatrzymać się. Jej mąż zrobił to samo. Również spojrzał w kierunku, w którym patrzyła Lily. Aż go zszokował ten widok.
Tym 'biedakiem' był ich syn. Bez trudu go rozpoznali. Był średniego wzrostu i był chudy, ale miał takie same jak James rozmierzwione czarne włosy, okrągłe okulary i zielone oczy Lily. Miał porozrywane w paru miejscach ubrania, cały był uwalany ziemią i błotem. Nie patrzył na nich. Po chwili podszedł do nich spojrzał na Lily i zapytał:
- Przepraszam czy mogłaby pani... - chyba ich poznał, bo urwał w pół zdania odwrócił się na pięcie i zaczął uciekać. Po chwili znikł za rogiem. Lily zaczęła biec za nim.
- Harry! Harry! HARRY!
Wołała go, lecz na próżno. Nie odwrócił się, nie zatrzymał, nawet nie odpowiedział. Dobiegła do rogu za którym znikł jej syn, lecz jego już nie było. Wróciła do Jamesa. Miała łzy w oczach.
- Widzisz? Nawet nie chciał ze mną porozmawiać! Jestem okropną matką!
Usiadła na wilgotnej ziemi, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać. James usiadł obok niej i przytulił ją. Nie wiedział jak ją pocieszyć. Po prostu milczał. A ona płakała w jego ramię. Po kilkunastu minutach zapytała go o to, o czym sam myślał:
- Więc tak skończył nasz syn? Tak zajęła się nim Petunia?
- Może... - nie chciał tego powiedzieć, ale musiał - może Voldemort ich zabił.
- Nie mów tak! Zresztą Syriusz obiecał się nim zająć!
- Ale nie zapominaj, ze wciąż musi się ukrywać przed Ministerstwem. Wciąż go nie uniewinnili.
Lily pokiwała tylko głową, ale widać było, ze bardzo się tym martwi.
- Choć, musimy dotrzeć do Nory. - powiedziała.
Wstali oboje i ruszyli w dalszą podróż.

* * * 

Syriusz właśnie jadł śniadanie, gdy skrzypnęła furtka na dworze. Pomyślał z nadzieją, że to Harry wraca. Ale to,  kogo zobaczył, wprawiło go w totalne osłupienie. Każdego by się spodziewał, ale na pewno nie ich. Na gacie Merlina, przecież oni umarli! Poczuł niepokój. Może to Śmierciożercy, przebrani za nich? Ale skąd by wzięli ich włosy? Dokopali się do ich grobu, tylko po parę włosów? 
- Remusie, choć tu szybko! - zawołał swojego najlepszego przyjaciela, który wyczuwając panikę w głosie Syriusza szybko wpadł do kuchni, gdzie wszyscy byli.
Syriusz pokazał mu dwoje ludzi idących w stronę Nory. Weszli do domu i skierowali się do kuchni, gdzie wszyscy patrzyli na nich zszokowani i przerażeni. Stanęli na progu onieśmieleni, spuszczając głowy w dół jak małe dzieci, które boją się reprymendy od swoich rodziców. 
Remus pierwszy odzyskał zimą krew. Wyciągnął różdżkę i  przyłożył ją do gardła Jamesa. Lily krzyknęła:
- Co Ty do cholery wyprawiasz Lupin?! Zabieraj tą różdżkę od niego!
Lecz Lupin jej nie słuchał. Patrzył wyczekująco na  Jamesa. Syriusz stanął obok niego i też celował w Jamesa.
- W ciebie  nie celuję, bo jesteś dziewczyną. - powiedział Syriusz. - No już gadaj! - zwrócił się do Jamesa.
James spojrzał na nich przerażony.
- Jestem James Potter, zwany Rogaczem, zmieniam się w jelenia. a to moja żona Lily Evans, która początkowo zadawała się ze Smarkerusem i nie chciała mnie znać, ale zaczęła chodzić ze mną w siódmej klasie a do Snape'a nie odzywała się po tym, jak ten nazwał ją szlamą. Ty jesteś Syriusz Black, zwany Łapą, zmieniasz się w wielkiego czarnego psa a Remus John Lupin zwany Lunatykiem jest wilkołakiem i to dlatego zostaliśmy animagami. Żebyśmy mogli mu towarzyszyć. Peter Petigrew zwany Glizdogonem zmieniał się w Szczura i to on wydał nas Voldemortowi i zabił dwanaście mugoli jednym zaklęciem, a ty Syriuszu zostałeś niesłusznie za to osadzony w Azkabanie, skąd uciekłeś po dwunastu latach. A, no i stworzyliśmy Mapę Huncwotów. - wyrecytował James.
Syriusz patrzył na niego zdumiony. Tylko prawdziwy James mógłby znać takie informacje. A to znaczyło, że to  jest prawdziwy James. Ale jak? Dlaczego się ukrywali? Co im to dało? I dlaczego od razu się nie ujawnili, tylko dopiero teraz? Nie zastanawiał się nad tym, tylko opuścił różdżkę i rzucił się w ramiona Jamesa. Potem ze łzami w oczach wyściskał Lily. Po chwili wszyscy podeszli do nich i uściskali nowo przybyłych. Syriusz przedstawił im wszystkich i opowiedział o wszystkim, co się działo. O Remusie i Tonks, o Clemence, o Ginny jako popleczniczce Voldemorta, a Ron i Hermiona opowiedzieli o szkolnych latach Harry'ego, o nienawiści, jaką darzył Snape Harry'ego, o Kamieniu, o Komacie Tajemnic, o tym, jak uratowali Syriusza i o reszcie przygód, jaka ich spotkała.
- No ale mówcie co z wami było? Gdzie byliście? Dlaczego nic nikomu nie powiedzieliście? - zapytał ich Lupin.
Lily już otwierała usta, żeby im to wszystko wyjaśnić, gdy drzwi do kuchni otworzyły się z hukiem i weszła do środka Ginny, podpierając nieprzytomnego Harry'ego. Oboje byli cali we krwi.

______________________

Wiem, rozdział do bani. ;/ 
Przepraszam.
Dziękuje wam z całego serca za te wszystkie nominacje, ale nie mam na nie czasu, wybaczcie. ;*
Komentujcie. ;)

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 8 .

Pomimo tylu gorzkich słów

jeszcze nie przestałam wierzyć w nas.

Na chwilę zamknę oczy i czuję, jesteś tu.

Boję się je otworzyć, bo stracę Ciebie znów.

Kasia Gomoła ''Czekam''

_________________________________


To niemożliwe! Jak ona mogła! Harry nie chciał w to uwierzyć. Przecież było tak dobrze. 

Ginny była... co on mówi, ona nadal jest częścią jego życia. Zrobiłby dla niej wszystko. Dla 

niej mógłby zostać nawet Śmierciożercą, chociaż wiedział, że to niedorzeczne. Harry Potter 

Chłopiec, Który Przeżył sprzymierza się ze swoim największym wrogiem - Lordem 

Voldemortem! Mieliby o czym gadać. Już widział te nagłówki w Proroku codziennym  "Harry 

Potter sprzymierzeńcem Sami-Wiecie-Kogo". A pod nim artykuł na całą stronę. Lub dwie. 

Wiedział, że Ginny jest zdolna do niemal wszystkiego. Trudno się dziwić, skoro 

wychowywała się wśród 6 braci. Była twarda. Gdyby ktoś powiedział mu, że Ginny zostanie 

Śmierciożercą, wyśmiałby go prosto w twarz i dałby sobie rękę uciąć, że nigdy by tak się nie 

stało. A teraz nie miałby ręki. 

- Harry zejdź na śniadanie, kochaneczku. - łagodne wołanie Pani Weasley przywróciło go do 

rzeczywistości.

Zszedł na dół, do kuchni. Zauważył, że odkąd Ginny tu nie ma każdy obchodzi się z nim jak 

z bombą, która lada chwila może wybuchnąć. Nie rozumiał tego. 

- Tosta? Owsianki? Jajecznicy? - spytała Molly.

- Tosta poproszę. - odpowiedział Harry i gdy pani Weasley podała mu talerz, zaczął jeść, by 

szybciej wyjść z kuchni.

Nie lubił być pod odstrzałem spojrzeń wszystkich domowników. Nagle do kuchni wleciała 

Hedwiga. Położyła gazetę na kolanach Harry'ego. Chłopak szukał sakiewki, żeby zapłacić za 

gazetę lecz nigdzie jej nie było. Jego wzrok przykuła nagle fotografia Ginny. Co ona robi w 

Proroku Codziennym?  W dodatku na pierwszej stronie? Położył gazetę na stole tak, by 

wszyscy ją widzieli.

- Zobaczcie - powiedział. 

Wszyscy spojrzeli w gazetę. Na zdjęciu była Ginny Weasley. Sama. W czarnym stroju. Jej 

włosy były czarne. Wyglądała jak prawdziwa popleczniczka Voldemorta. Pod jej fotografią 

był artykuł.


                                                     Atak na mugoli.    
 15-letnia córka państwa Weasley'ów zaskoczyła wszystkich. Wczoraj wieczorem, razem z Bellatrix i Rudolfem Lestrange zaatakowała paru mugoli. Dwóch z nich potraktowała silnym zaklęciem Cruciatus, natomiast trzech pozostałych trafiła klątwą Avada Kedavra. Małżeństwo Lestrange także zabili dwóch mugoli. Zranieni mugole trafili do szpitala świętego Munga. Aurorzy w tym największy postrach wśród niejednego czarodzieja - Alastror 'Szalonooki' Moody - ruszyli za nimi w pościg. Udało się złapać Rudolfa Lestrange, który stanie przed komisją i odpowie za swoje czyny. Dwójce pozostałych czarodziejek nie ujdzie to płazem. Ministerstwo podejrzewało, że panna Ginny Weasley mogła działać pod wpływem Imperiusa, lecz te wątpliwości zostały rozwiane - przynajmniej częściowo - gdy dziewczyna odwinęła lewy rękaw i wszyscy obecni zobaczyli Mroczny Znak na jej przedramieniu.

- No tak - powiedział Syriusz - rozkręciła się dziewczyna.
- I co my teraz zrobimy? - załkała Molly - Ginny to nasza jedyna córka. Jak ona mogła? Przecież ona nawet nie...
Harry już dalej nie słyszał, co mówiła pani Weasley,  bo wyszedł z kuchni. Poszedł do pokoju, który dzielił wraz z Ronem i opadł ciężko na łóżko. Po chwili zamknął oczy i odpłynął.

* * *

Przy stole siedziała kobieta z długimi, czarnymi i mocno kręconymi włosami. Obok niej siedział facet z białymi włosami i jego żona. Rozmawiali o artykule w gazecie.
- Skąd pewność, że Potter sam tu przyjdzie? - zapytał mężczyzna Bellatrix.
- Och, to bardzo proste Lucjuszu. - odpowiedziała mu Bella - Potter jest bardzo przewidywalny. Zrobi wszystko żeby uratować tą małą zdrajczynię krwi.
- Dlaczego jej po prostu nie zabijesz?
- Bo jest mi potrzebna! - krzyknęła ze złością Bellatrix - potrzebuje jej włosów!
- A co z tą drugą dziewczyną? - zapytała Narcyza.
- Zostawmy ją Czarnemu Panu. Swoją drogą to wcale nie był głupi pomysł żeby zaangażować w to Macnaira.

* * *

Ginny siedziała w jakimś lochu. Była tu więziona sama. A przynajmniej dotąd tak sądziła, bo wczoraj słyszała jak ktoś przyprowadza do sąsiednich lochów jakąś osobę. Miała tylko nadzieję, że to nikt z jej bliskich. Chciała się stąd wydostać, lecz nie miała jak. Nie miała też pewności, czy rodzina uwierzy jej, że to nie ona wtedy u nich była. Na gacie Merlina, przecież ona wolałaby umrzeć, niż ich zdradzić! Nagle kraty otworzyły się i weszła Bellatrix. Ginny skuliła się. Miała dosyć Cruciatusa. Lecz kobieta podeszła do niej, dała jej pergamin i pióro i kazała pisać.
- Co mam napisać? - spytała Ginny
Bellatrix zaśmiała się.
- Napisz 'Harry pomóż mi, jestem w dworze Malfoy'ów, oni mnie torturują!' . Tylko bez sztuczek! I nie sprzeciwiaj mi się. Wiesz jak bardzo lubię zaklęcie Cruciatus.
Ginny skinęła głową i ze łzami w oczach napisała to, co kazała jej Bellatrix. Nie chciała się sprzeciwiać bo i tak wiedziała, że przegra. Podała kartkę kobiecie. Ta wzięła ją i powiedziała do Ginny:
- Grzeczna dziewczynka. Niedługo Lucjusz przyniesie Ci kolacje.
I wyszła. Dziewczyna została sama z wyrzutami sumienia. Tak bardzo wszystkich zraniła!

* * *

Ktoś zastukał mocno w szybę. Raz, drugi i trzeci. Harry podniósł głowę. Jakaś sowa. Nie znał jej. Podeszł do okna, otworzył je i wziął małą karteczkę. Sowa odleciała od razu. Harry otworzył kartkę i przeczytał: Harry pomóż mi, jestem w dworze Malfoy'ów, oni mnie torturują! . Pismo Ginny. Ale przecież ona powiedziała mu, że nie chce go znać. Może ją do tego zmusili? Harry nie zastanawiał się długo. Wziął plecak i spakował to, co uważał za potrzebne: mapę, pelerynę niewidkę, fałszoskop, mały model Błyskawicy, którą podarowała mu Tonks na Gwiazdkę w zeszłym roku i monety. 
Gdy po kolacji wszyscy poszli spać, Harry wyszedł najciszej jak potrafił, napisał przeprosiny dla pani Weasley, wziął trochę jedzenia i wyszedł w noc.

_____________________

Rozdział dedykuje  Rexi Greend <3 Twój stary blog jest nieraz dla mnie inspiracją. Ty wiesz o co chodzi. ;* Nareszcie oddali mi laptopa. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Myślałam nad tym, żeby 'wskrzesić' Lily i Jamesa... co o tym myślicie? Pozdrawiam. ;*