Nie wierzyłem własnym oczom.
Sto miliardów butelek
Wyrzuconych na brzeg.
Wygląda na to, że nie jestem osamotniony
w byciu samotnym.
Sto miliardów rozbitków
Poszukujących domu.
"Message In a Bottle" The Police
________________________
- A jak nam nie uwierzą? - zapytała kobieta o kasztanowych włosach - mniejsza z nimi, ale jak on nam nie uwierzy?
Spojrzała z niepokojem na swojego męża, który zmierzwił sobie ręką i tak mocno już rozczochrane włosy.
- Nie martw się - powiedział - uwierzy nam.
- A jak nie? - zamartwiała się dalej kobieta.
- Musi nam uwierzyć. Przekonamy go. W końcu to nasz syn.- powiedział.
Ale ona była pewna, że jej mąż również nie jest tego pewien. Poznała to po jego głosie. Już dawno chciała wrócić, ale on wciąż przekonywał ją, że muszą poczekać, aż to wszystko się skończy, aż ludzie znowu uwierzą w powrót Voldemorta. Nie była wcale pewna, czy jej syn będzie w stanie jej zaufać po tylu latach milczenia i po tylu kłamstwach. A co na to powie jej rodzina i bliscy? Bała się tego spotkania. Mogła śmiało powiedzieć, że przy tym Voldemort to pikuś. Dosłownie. Zastanawiała się co wie jej syn? Jak to zniósł i czy dowiedział się prawdy o Syriuszu? A co Lupinem? I Glizdogonem? Czy żyją? A Weasleyowie? I czy Harry ma przyjaciół? Dziewczynę? A Severus? Co z nim? Czy jej wybaczy? Miała tyle pytań. I żadnych odpowiedzi.
Szli właśnie jakąś ulicą, gdy Lily zauważyła jakiegoś biedaka, który podnosił się z ziemi. Najwyraźniej się przewrócił. Lub był pijany. Kobieta nie lubiła takich typów. Odrzucali ją. Już chciała pociągnąć Jamesa za rękaw, prosząc go, by stąd poszli gdy nagle coś w wyglądzie biedaka kazało jej zatrzymać się. Jej mąż zrobił to samo. Również spojrzał w kierunku, w którym patrzyła Lily. Aż go zszokował ten widok.
Tym 'biedakiem' był ich syn. Bez trudu go rozpoznali. Był średniego wzrostu i był chudy, ale miał takie same jak James rozmierzwione czarne włosy, okrągłe okulary i zielone oczy Lily. Miał porozrywane w paru miejscach ubrania, cały był uwalany ziemią i błotem. Nie patrzył na nich. Po chwili podszedł do nich spojrzał na Lily i zapytał:
- Przepraszam czy mogłaby pani... - chyba ich poznał, bo urwał w pół zdania odwrócił się na pięcie i zaczął uciekać. Po chwili znikł za rogiem. Lily zaczęła biec za nim.
- Harry! Harry! HARRY!
Wołała go, lecz na próżno. Nie odwrócił się, nie zatrzymał, nawet nie odpowiedział. Dobiegła do rogu za którym znikł jej syn, lecz jego już nie było. Wróciła do Jamesa. Miała łzy w oczach.
- Widzisz? Nawet nie chciał ze mną porozmawiać! Jestem okropną matką!
Usiadła na wilgotnej ziemi, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać. James usiadł obok niej i przytulił ją. Nie wiedział jak ją pocieszyć. Po prostu milczał. A ona płakała w jego ramię. Po kilkunastu minutach zapytała go o to, o czym sam myślał:
- Więc tak skończył nasz syn? Tak zajęła się nim Petunia?
- Może... - nie chciał tego powiedzieć, ale musiał - może Voldemort ich zabił.
- Nie mów tak! Zresztą Syriusz obiecał się nim zająć!
- Ale nie zapominaj, ze wciąż musi się ukrywać przed Ministerstwem. Wciąż go nie uniewinnili.
Lily pokiwała tylko głową, ale widać było, ze bardzo się tym martwi.
- Choć, musimy dotrzeć do Nory. - powiedziała.
Wstali oboje i ruszyli w dalszą podróż.
* * *
Syriusz właśnie jadł śniadanie, gdy skrzypnęła furtka na dworze. Pomyślał z nadzieją, że to Harry wraca. Ale to, kogo zobaczył, wprawiło go w totalne osłupienie. Każdego by się spodziewał, ale na pewno nie ich. Na gacie Merlina, przecież oni umarli! Poczuł niepokój. Może to Śmierciożercy, przebrani za nich? Ale skąd by wzięli ich włosy? Dokopali się do ich grobu, tylko po parę włosów?
- Remusie, choć tu szybko! - zawołał swojego najlepszego przyjaciela, który wyczuwając panikę w głosie Syriusza szybko wpadł do kuchni, gdzie wszyscy byli.
Syriusz pokazał mu dwoje ludzi idących w stronę Nory. Weszli do domu i skierowali się do kuchni, gdzie wszyscy patrzyli na nich zszokowani i przerażeni. Stanęli na progu onieśmieleni, spuszczając głowy w dół jak małe dzieci, które boją się reprymendy od swoich rodziców.
Remus pierwszy odzyskał zimą krew. Wyciągnął różdżkę i przyłożył ją do gardła Jamesa. Lily krzyknęła:
- Co Ty do cholery wyprawiasz Lupin?! Zabieraj tą różdżkę od niego!
Lecz Lupin jej nie słuchał. Patrzył wyczekująco na Jamesa. Syriusz stanął obok niego i też celował w Jamesa.
- W ciebie nie celuję, bo jesteś dziewczyną. - powiedział Syriusz. - No już gadaj! - zwrócił się do Jamesa.
James spojrzał na nich przerażony.
- Jestem James Potter, zwany Rogaczem, zmieniam się w jelenia. a to moja żona Lily Evans, która początkowo zadawała się ze Smarkerusem i nie chciała mnie znać, ale zaczęła chodzić ze mną w siódmej klasie a do Snape'a nie odzywała się po tym, jak ten nazwał ją szlamą. Ty jesteś Syriusz Black, zwany Łapą, zmieniasz się w wielkiego czarnego psa a Remus John Lupin zwany Lunatykiem jest wilkołakiem i to dlatego zostaliśmy animagami. Żebyśmy mogli mu towarzyszyć. Peter Petigrew zwany Glizdogonem zmieniał się w Szczura i to on wydał nas Voldemortowi i zabił dwanaście mugoli jednym zaklęciem, a ty Syriuszu zostałeś niesłusznie za to osadzony w Azkabanie, skąd uciekłeś po dwunastu latach. A, no i stworzyliśmy Mapę Huncwotów. - wyrecytował James.
Syriusz patrzył na niego zdumiony. Tylko prawdziwy James mógłby znać takie informacje. A to znaczyło, że to jest prawdziwy James. Ale jak? Dlaczego się ukrywali? Co im to dało? I dlaczego od razu się nie ujawnili, tylko dopiero teraz? Nie zastanawiał się nad tym, tylko opuścił różdżkę i rzucił się w ramiona Jamesa. Potem ze łzami w oczach wyściskał Lily. Po chwili wszyscy podeszli do nich i uściskali nowo przybyłych. Syriusz przedstawił im wszystkich i opowiedział o wszystkim, co się działo. O Remusie i Tonks, o Clemence, o Ginny jako popleczniczce Voldemorta, a Ron i Hermiona opowiedzieli o szkolnych latach Harry'ego, o nienawiści, jaką darzył Snape Harry'ego, o Kamieniu, o Komacie Tajemnic, o tym, jak uratowali Syriusza i o reszcie przygód, jaka ich spotkała.
- No ale mówcie co z wami było? Gdzie byliście? Dlaczego nic nikomu nie powiedzieliście? - zapytał ich Lupin.
Lily już otwierała usta, żeby im to wszystko wyjaśnić, gdy drzwi do kuchni otworzyły się z hukiem i weszła do środka Ginny, podpierając nieprzytomnego Harry'ego. Oboje byli cali we krwi.
______________________
Wiem, rozdział do bani. ;/
Przepraszam.
Dziękuje wam z całego serca za te wszystkie nominacje, ale nie mam na nie czasu, wybaczcie. ;*
Komentujcie. ;)